środa, 31 grudnia 2014

Koniec roku na sportowo !

Dla jednych sylwester to szampańska zabawa - dla drugich to możliwość sprawdzenia formy na sam koniec roku - dla trzecich i jedno i drugie i do tych zaliczam się również i ja :)

Krakowski bieg sylwestrowy starałem zaliczyć się już dwukrotnie, raz musiałem niestety iść do pracy, drugi raz nie było mnie w kraju -oba opłaciłem z dużym wyprzedzeniem. Tym razem stwierdziłem - do trzech razy sztuka !!

Uwieńczenie roku 2014 nie może być przyjemniejsze jak radość z własnego sukcesu i medalu na szyi ale zacznijmy od początku... Biuro zawodów jak dla mnie przygotowane bardzo dobrze- wszędzie oznakowania, strzałki, opisy- wszystko jasne i przejrzyste. Duży plus za udostępnienie drugiego piętra dla biegaczy, bo każdy biegacz wie, że bardzo często organizatorzy blokują wyższe piętra i kończy się to 30-minutową kolejką do ubikacji.

W tym roku na starcie stanęło niespełna 1750 biegaczy - 980 na 10km i 758 na 5km. Na linie startu przybiegłem 40minut wcześniej. Chciałem porobić zdjęcia, rozgrzać się i poczuć atmosferę biegu. Akurat trwały próby do Krakowskiego sylwestra na rynku więc dobrej muzyki do rozgrzewki nie brakowało.

Pochłonięty zdjęciami, przebraniami innych biegaczy i rozgrzewką zapomniałem, że na masowych biegach dobrze jest być na starcie wcześniej niż 5 minut przed strzałem. Moje gapiostwo kosztowało mnie dużo nerwów, gdyż musiałem przepchać się do przodu a ludzie niechętnie się usuwali z drogi, czemu wcale się nie dziwie.

Irytujące było trochę to, że przebrani biegacze proszeni byli o ustawieniu się na końcu stawki. Połowa z nich miała albo nie rozumiała w języku Polskim (bo było dużo obcokrajowców), albo po prostu miała to gdziś i stała na przedzie wężyka, gdzie ludzie planowali walczyć o czas i miejsce a nie o tytuł najlepszego przebrania. Skutkiem tego było truchtanie w miejscu przez blisko 500metrów, ponieważ inaczej wyprzedzić wolniejszych i przebranych biegaczy się nie dało.

Prawdziwą frajdę z biegania poczułem dopiero na rozwidleniu tras 5km i 10km. Jedni na prawo, drudzy na lewo i wreszcie można było rozwinąć skrzydła :) Trasa przygotowana było jak dla mnie zadowalająco jak na panujące warunku. Wszędzie dużo śniegu i mróz tak więc nie spodziewałem się czarnej i suchej trasy :)

Kolejny plus dla organizatorów za dobre oznakowanie trasy, bo często jest topomijane lub robione po łebkach - lubię wiedzieć ile mi jeszcze zostało :) Oceniając moją formę, to biegowo  przygotowany byłem średnio, był to mój pierwszy w tym roku a tak naprawdę od 2 lat bieg po śniegu. Nogi w połowie trasy zaczęły buntować się i boleć- jednak śliska nawierzchnia uruchamia do pracy inne mięśnie i więcej wysiłku kosztuje te, które lekko się obijają przy suchej trasie.

Mijając linie mety byłem bardzo zadowolony z siebie jednak wiem, że stać mnie na więcej. Na szyi zawisł kolejny pamiątkowy medal a ja udałem się do biura zawodów po mój depozyt i tak zakończyłem sportową część sylwestra.

Bardzo duży plus za szybkie wyniki w internecie. Wspaniale przebrani biegacze robią również super klimat i z roku na rok prześcigają się w pomysłach na najlepszy kostium.

Podsumowując bieg uważam za naprawdę bardzo dobrze zorganizowany. Poza tłokiem na starcie, nic nie zwróciło mojej negatywnej uwagi. Gratuluję zwycięzcy biegu, którym okazał się Ukrainiec- Ruslan Pechnikov, uzyskując czas 32 minuty i 9 sekund.
Ja w stawce 980 biegaczy na 10km uzyskałem 98miejsce z czasem 42minuty i 24sekundy - nie jest źle, ale życiówki to nie zrobiłem :)

Na koniec posta, chciałem złożyć Wam najserdeczniejsze życzenia :) Rok 2014 był wspaniały, ale życzę Wam i sobie aby 2015 przebił go dwukrotnie ! Szalonej zabawy i zapraszam na nowe posty już w 2015 :)

Zapraszam do obejrzenia zdjęć :) niestety nie udało mi się złapać wszystkich ale moi faworyci zostali uwiecznieni :)

 Packman i duszek :) super pomysł !

 Kiść winogron :) też jeden z moich faworytów

 Cała grupa przebranych biegaczy :)

 Rybak i rybka :)


 Tutaj można uczyć się anatomii :)

 Strach na wróble

Banana :) Minionki byłyby zadowolone 

Świnki trzy z ekipą :) 

Piec :)

Gratuluje pomysłów ! Do zobaczenia na trasach w 2015 !

piątek, 19 grudnia 2014

Wywiad z Anną Lisowską – Mistrzynią Świata Kyokushin Karate 2014

Przetrenowany.blogspot.com to sport, recenzje, opinie a od dzisiaj i wywiady ! Chciałbym, żeby cyklicznie pojawiały się tutaj wywiady z wielkimi sportowcami, którzy nie są wystarczająco doceniani przez dziennikarzy i telewizję. 
Korzystając z możliwości XXI wieku wywiad przeprowadziłem internetowo. Rozmowa z Anią specjalnie dla Was !

Przetrenowany: Aniu ! Najserdeczniejsze gratulacje ! Bardzo się cieszę, że ktoś kogo znam osobiście sięga po tak wysokie trofea na najważniejszych zawodach na świecie. Jak to jest być mistrzem świata ?

Anna Lisowska: Właściwie to tak normalnie, nic się nie zmieniło. Jestem dalej tą samą osobą, tak samo trenuję, a nawet bardziej bo nie można stracić formy :)

I dziękuję za dobre słowo :)

Przetrenowany: Czy byłaś przygotowana na to, że staniesz na najwyższym stopniu podium ? Występowałaś w roli faworytki do złotego medalu ?


Anna Lisowska: Przygotowywałam się bardzo ciężko do tych zawodów. Postawiłam wszystko na jedną kartę. Dochodziły do mnie opinie, że tak się stanie, ale jakoś nie wierzyłam. Twierdziłam, że jeśli już to może będę druga albo trzecia. Mistrzostwo Świata to wspaniałe zaskoczenie a także docenienie pracy, którą włożyła w przygotowania.

Przetrenowany: Presja i oczekiwania stawiane przez otoczenie trenerów, rodziny, znajomych musi być bardzo trudna. Czy z tyłu głowy pojawiał się lęk i strach przez tym co się stanie jak zawiedziesz?

Anna Lisowska: Oj tak bardzo! Wciąż się tego bałam, zwłaszcza jak wchodziłam na finał z pierwszego miejsca. Pomyślałam wtedy „żeby tylko nie spaść, bo wszystkich zawiodę i to będzie koniec”

Przetrenowany: No tak, łatwiej się atakuje z 2 pozycji niż broni 1 lokaty, ale Tobie się udało!!! Odejdę lekko od tematu. Byłaś na mistrzostwach w kraju, do którego zawsze chciałem polecieć i na pewno to zrobię! Jak Ci się podobało w Japonii? Miałaś czas na zwiedzanie ?

Anna Lisowska: Było wspaniale, kraj robi ogromne wrażenie, jednak czasu na zwiedzanie było niewiele. Wszystko co udało mi się zobaczyć zostanie w mojej pamięci i zawsze będę to dobrze wspominać.

Przetrenowany: Tylko pozazdrościć :) Jak widać opłaca się być dobrym sportowcem – a poruszając ten temat czy karate może być sposobem na zarabianie pieniędzy ?

Anna Lisowska: Karate to idea, nie przynosi korzyści finansowych. Gdyby tak było, straciłoby cały swój urok.

Przetrenowany: Rozumiem, czyli karatecy nie dostają wypłaty wysokiej jak piłkarze :) Powiedz mi Aniu czy karate w Polsce jest na wysokim poziomie? Masz z kim rywalizować na arenie narodowej?

Anna Lisowska: Polskie karate kyokushin stoi na bardzo wysokim poziomie i konkurencja również jest bardzo mocna- jest z kim konkurować.

Przetrenowany: Jakie są Twoje najlepsze wyniki poza tym osiągniętym w Japonii? I jak wygląda sprawa z Igrzyskami Olimpijskimi?

Anna Lisowska: Największe osiągnięcia to medale Mistrzostw Europy, Polski, Akademickich Mistrzostw Polski… Wielokrotnie Polski Południowej. Jeżeli chodzi o Olimpiadę, to karate nie jest dyscypliną zaliczaną do igrzysk i prawdopodobnie nie będzie.

Przetrenowany: Bardzo dobry dorobek! Zastanawiam się też, co robi zawodnik między eliminacjami a finałem? Dalej trenuje, relaksuje się, rozmawia z trenerem? Jak wygląda przerwa i jak długo ona trwa? Musi to być bardzo stresujący czas.

Anna Lisowska: To zależy kiedy jest finał. Czasami jest tak, że zaraz po eliminacjach (i tak jest najlepiej), ale zdarza się też, że np. po oficjalnym otwarciu, czyli po kilku godzinach. Jeśli jest od razu, trzeba się skupić, najlepiej do nikogo nie mówić, posłuchać jedynie ostatnich wskazówek trenera. Ale najlepiej mieć czysty umysł. Jeśli finał jest po kilku godzinach, trzeba zrobić tak żeby za bardzo nie zmarznąć, ale też nie spalić się psychicznie.

Przetrenowany: Dostałaś puchar na własność ?

Anna Lisowska : Tak 

Przetrenowany: Ciężki?

Anna Lisowska: Nawet nie, ale duży 

Przetrenowany: Wróćmy jeszcze do tego od czego powinienem zacząć- jak długo trenujesz i jak często?

Anna Lisowska: Treningi mam codziennie od siedmiu lat.

Przetrenowany: Zastanawiam się też czy jest jakieś ograniczenie wiekowe? Bo chyba 60latków na zawodach karate nie spotkamy?

Anna Lisowska: Ograniczeń nie ma, karate to sport, który można uprawiać w każdym wieku. 60latków może i nie ma ale 50-cio są J w kategorii +40lat

Przetrenowany: Wspaniale! Jakie są Twoje plany na przyszłość? Taką najbliższą.

Anna Lisowska: Co mogę powiedzieć- będę robić to samo - trenować

Przetrenowany: Aniu jeszcze raz najserdeczniej gratuluje! Jestem pełen podziwu! Trzymam kciuki za dalszy rozwód Twojej kariery i jestem pod wrażeniem Twojej skromności. Wielkich rzeczy dokonujesz i jestem z Ciebie bardzo dumny! Dziękuje raz jeszcze za poświęcony czas i chęć do podzielenia się podstawowymi rzeczami na temat karate kyokushin.

Anna Lisowska: Ja również dziękuje bardzo!




środa, 17 grudnia 2014

Ciężki czajniczek


Do odważnych świat należy! Od zawsze kettle omijałem na siłowni szerokim łukiem. Wychodziłem z założenia, że nie wiem, nie znam, nie umiem – nie dotykam! Prowadzenie tego bloga jednak motywuje mnie do próbowania czegoś nowego, przełamywania swoich barier i pokazywania, że jak się chce to się potrafi.  Aby oswoić się z czajnikami zapisałem się na zajęcia prowadzone o nazwie „ kettle+brzuch” – co z tego wyszło?  
Zapraszam do lektury.

Na zajęcia udałem się do Platinium na ul. Szlak – chciałem sprawdzić jak siłownia wygląda po remoncie. Moim SUBIEKTYWNYM zdaniem, zmiana na minus, być może się przyzwyczaję,  ale pierwsze wrażenie mnie nie powaliło. Na szlaku było zawsze ciasno, ale jakoś to nadawało uroku tej siłowni, teraz schodząc na dół do szatni, nie ma jakoś życia. Zmiany są na duży plus dla tych co ćwiczą dużo na maszynach i wolnych ciężarach, bo mają teraz więcej miejsca.
Ja jednak oceniam klimat siłowni i jak dla mnie się pogorszył.

Oceniane zajęcia : 

Miejsce : Platinium ul. Szlak
Termin zajęć : Poniedziałek 21:00
Instruktor : Klaudia Z.

Kettle jak widać na załączonym obrazku to okrągłe odważniki, przypominające kształtem czajniki. Przygotowując się do zajęć dobrze jest sprawdzić jak ciężki powinien być ciężar czajnika, lub zapytać instruktora jaki byłby najlepszy do poziomu Twojego zaawansowania.

Godzinę kettli prowadzi w tym przypadku Klaudia Z., do której również chodzę na zajęcia Pump i Stretching. Rozgrzewka, jedna z tych które lubię najbardziej i która najbardziej pasuje mi do słowa „rozgrzać” – często rozgrzewki są średnio poważnie traktowane przez instruktorów.

U Klaudii na zajęciach lubię bardzo ich prostotę i nie chodzi tutaj o to, że ćwiczenia są proste do wykonania i jest łatwo – oj nie nie nie ! Klaudia prowadzi wszystko schematami, czytelnymi dla ćwiczących, nie ma chaosu i wszystko jest jak w zegarku. Sama prowadząca pomaga poprawić technikę, która przy kettlach jest bardzo ważna, bo źle robione ćwiczenie jest mniej efektywne lub nawet niebezpieczne dla naszego zdrowia. Głośne komendy, logiczne układy i zaangażowanie sprawia, że do Klaudii uwielbiam chodzić na zajęcia bo wiem, że się zmęczę. Podczas wykonywania ćwiczeń czułem jednak w nogach sobotni bieg na 10km, ale walczyłem do końca.

Ponieważ grupa była zaawansowana, Klaudia pokazała nowe ćwiczenie, którego chyba wcześnie na zajęciach nie wprowadzała. Mowa o przysiadzie tureckim ( chyba tak to się nazywało ), jednak grupa nie była za bardzo chętna na nowości – trochę mnie to irytuje, że ludzie tak szybko się poddają i zniechęcają kiedy nawet nie spróbowali lub jak spróbowali i nie wyszło to już nie podejmują dalszej walki.

Zajęcia w nazwie mają również „ +brzuch” jednak ćwiczeń tego typu było dosłownie 5minut. Trochę nie rozumiem ludzi, którzy ustalają grafiki i tematy zajęć.  Jeżeli instruktor ma zrobić rozgrzewka+kettle+brzuch+rozciąganie+skończyć  5minut wcześniej bo później są następne zajęcia, to często na zajęciach jest wszystko i nic. Cieszę się, że Klaudia poświęca jednak większą część zajęć na to, na co docelowo przychodzą ludzie. Chcesz trenować więcej brzucha? Idź na brzuchomanie…

Podsumowując, są to zajęcia dla każdego jednak dla początkujących polecam małe obciążenia, bo może być trudno. Kettle to głównie duża ilość powtórzeń jednego ruchu, wymachy i wyrzuty.
Jest bardzo intensywnie i każdy na 100% na drugi dzień obudzi się z lekkim „ała”. Prowadząca, czyli Klaudia idealnie nadaje się do tych zajęć – motywuje, poprawia, tłumaczy i profesjonalnie prowadzi trening. Minus ogólnie za ten +brzuch bo gdybym był osobą nastawioną na to, że przychodzę na zajęcia na brzuszki to byłbym rozczarowany, ale to nie wina prowadzącego. Z drugiej strony jeżeli robisz każde ćwiczenie na napiętym brzuchu to nie potrzebne są nawet brzuszki na koniec.

Na dziś to tyle J mam mase tematów do opisania, ale stopniuje emocje :D ostatnio byłem też pierwszy raz na TRX, nadal chcę chodzić na XCO i Trampoliny, Pump, Spinning i odkrywać nowe zajęcia i nowe siłownie jednak doba ma tylko 24 godziny i nie zawsze mam ochotę na eksperymenty, często wole iść na coś sprawdzonego i mieć pewność ze godzina, którą poświęcę na trening będzie naprawdę dobrze zagospodarowana. Zajęcia Kettle z Klaudia to jedne z tych zajęć, które są moim pewniakiem. Wpisuje je do zakładki „ Grafik – warto pójść”

Jeżeli macie jakieś pytania to piszcie na moim fanpage na facebooku. Chętnie odpowiem na pytania dotyczące zajęć i siłowni – może zastanawiasz się nad tym gdzie kupić karnet ? 
Też chętnie doradzę J


Wartość merytoryczna zajęć : 





Charyzma i zaangażowanie trenera :





Intensywność zajęć :





poniedziałek, 15 grudnia 2014

Bieg robaczków świętojańskich !!

13.12.2014 Kraków

Na kalendarzu jeszcze teoretycznie jesień, w naszych głowach już zima a prawda jest taka że mamy wiosnę ! Pogoda idealna dla biegaczy, a że zaliczam się do lubiących zmagania w biegach ulicznych nie mogło mnie zabraknąć również na Biegu Świetlików edycja zimowa.

Pierwszy raz zdecydowałem się na ten bieg i ku mojemu zaskoczeniu - zapisy zamknięte full uczestników. Lekko przerażony i niezadowolony (bo planowałem udział w tym biegu) napisałem do organizatorów czy jest jeszcze możliwość zapisania się na bieg - udało się na szczęście jednak ta przyjemność kosztowała mnie 70zł - pomyśleć, że płaci się za taki wysiłek prawie 100zł :) ale bieganie to i tak tanie hobby więc nie ma co narzekać.

Bieg zorganizowany bardzo dobrze, biuro zawodów znajdowało się w opuszczonym hotelu gdzie teraz działa jedna z bardziej popularnych knajpek w Krakowie. Trasa biegła po bulwarach wiślanych i po przebiegnięciu dwóch kółek na macie w nogach powinno się mieć 10km, uśmiech na twarzy i pamiątkowy medal na szyi. Idea biegu ? przebrać się jak najjaśniej i najśmieszniej. Perełek było tylko kilka jednak widok blisko 1000 biegaczy z lampkami choinkowymi, czołówkami i innymi świecącymi przedmiotami na sobie robił wrażenie.

Rywalizacja była podzielona na biegaczy i chodziarzy nordic walking - biegaczy było jednak znacznie więcej niż sympatyków aktywnego spaceru z kijami.

Uwielbiam biegi w Krakowie bo na znajomych trasach biega się dużo łatwiej, a jeżeli jeszcze jest to okolica bulwarów to już totalna bajka. Profil trasy bardzo płaski tak więc można było powalczyć o dobry czas a i pogoda jak wspomniałem pomagała. Co najważniejsze dla mnie biegało się wieczorem a 95% biegów ulicznych jest rozgrywana rano lub w południe - preferuje wieczorny wysiłek.

Zawody wygrał Lachowski Andrzej (31minut 55sekund), który często staje na podium Krakowskich biegów. Wśród kobiet najlepsza okazała się Golec Paulina (37minut 38sekund), pokonując blisko 300 kobiet.

Ja sam pobiegłem w miarę swoich możliwości- zawsze może być lepiej, ale nie było źle. Czas który osiągnąłem na 10km to 41min 45sek i dało mi to 48 miejsce na 768 biegaczy. Często nie sugeruje się miejscem, które zajmuje a zależy mi na pobiciu rekordu życiowego, tym razem całkiem fajnie wygląda 48/768 :)

Niestety nie wiem, kto wygrał w kategorii najlepsze przebranie, ponieważ po wypiciu kubka herbaty przebrałem się i pojechałem odpoczywać do domu - to były naprawdę dobre zawody i jeżeli będę miał możliwość pojawię się na linii startu podczas następnej edycji.

Poniżej zamieszczam kilka zdjęć z tego wspaniałego biegu :)

Zapraszam również na mojego instagrama : http://instagram.com/przetrenowany


 przygotowania do biegu
 zorganizowana grupa biegaczy
 jeszcze pusta linia startu
 rogrzewka
 selfie time :)
 na30 sekund przed startem
 neon :)
meta 

Zachęcam wszystkich do wzięcia udziału w biegu sylwestrowym w Krakowie - 31 grudnia ! Dystans to 5km lub 10km - sylwester zacznijmy sportowo a skończmy ... (tutaj każdy może sobie dopowiedzieć) :)

medal biegu świetlików

czwartek, 11 grudnia 2014

Bodypump - kolorowy zawrót głowy

Bodypump

Biorę udział w wielu zajęcia fitness, głównie na wytrzymałość i poprawę kondycji dlatego zdecydowałem,  że ułatwię Wam wybór, do których trenerów warto pójść na zajęcia a których lepiej unikać. Wytłumaczę również dla początkujących co na opisywanych zajęciach się robi, tak żebyście mogli zdecydować czy dane zajęcia są dla Was czy niekoniecznie.


Bodypump to zajęcia ze sztangami, na których wzmacniamy wytrzymałość każdej partii ciała. Idealne dla osób, które pracują nad wyrzeźbieniem swojego ciała – małe obciążenia – dużo powtórzeń. To jak bardzo się zmęczymy zależy od ciężarku jaki założymy na sztangę. Zajęcia są dla każdego poziomu zaawansowania, jednak początkującym radzę pracę na małych obciążeniach - zakwasy gwarantowane na drugi dzień.

Sztangi to pierwsze zajęcia grupowe, na których byłem około 3-4 lat temu. Trenowałem u wielu trenerów, na różnych siłowniach i wszędzie one wyglądają inaczej – czasem aż za bardzo odbiegają od mojego wyobrażenia na temat tych zajęć.

Oceniane zajęcia :

Miejsce : Platinium Solvay
Termin zajęć : wtorki 17:00
Instruktor : Natalia O.

Na sali w Solvayu byłem pierwszy raz – uczucia neutralne. Ludzi nie było dużo więc nikt sobie nie przeszkadzał. Natalia wytłumaczyła jakie przyrządy mamy przygotować i rozpoczęły się zajęcia.

Rozgrzewka u Natalii przebiega od razu ze sztangą (często bywa bez sztangi w formie aerobiku) co bardzo mi odpowiada, bo przygotowuje się mentalnie do ciężkiej pracy.

Prowadząca ćwiczy razem z grupą na dużych ciężarach na co też często zwracam uwagę i podziwiam za zaangażowanie. Głośne komendy, sympatyczny ton głosu i uśmiech na twarzy sprawia, że trenuje się naprawdę miło. Ćwiczenia na każdą partię mięśni są poprzedzone krótkim opisem tego na co zwrócić uwagę i jak będzie wyglądało najbliższe kilka minut treningu – dla początkujących opcja bardzo fajna, jednak dla mnie przerwy za długie i za dużo gadania.

Na Pumpie, trenerzy często mają tendencje, żeby trochę przekombinować choreografie i niestety na tych zajęciach było to bardzo widoczne. Częste i szybkie zmiany pozycji z leżących do siedzących i stojących totalnie wytrąca mnie z działania. Uwielbiam zmiany tempa podczas serii lub małe modyfikacje, tutaj był niestety za duży chaos.

Największym dla mnie minusem była bardzo dużo różnica intensywności ćwiczeń na różne partie mięśni. Za mocny biceps i totalnie pominięty brzuch, co bardzo często się zdarza.

Nie przedłużając, zajęcia Pump u Natalii mają potencjał, bo jest to osoba z którą pomimo niedociągnięć choreograficznych i za długich przerw między seriami bardzo fajnie się ćwiczy. Fajne jest to, że każda ilość powtórzeń pasuje do muzyki, a układ kończy się razem z kawałkiem do którego się ćwiczy. Panujący lekki chaos i różna intensywność serii spowodowały, że z zajęć wyszedłem średnio zmęczony jak na Pumpa, a czasami mam problem z dojściem do szatni po godzinie sztang.


Wartość merytoryczna zajęć : 





Charyzma i zaangażowanie trenera : 





Intensywność zajęć : 




poniedziałek, 8 grudnia 2014

Spinning nie jedno ma imię !


Czy może być coś miłego w jeździe na rowerze ? Oczywiście ! Nawet jeśli rower stoi w miejscu, naokoło jest ich jeszcze ponad 20, a Ty trenujesz w sali mniejszej od Twojego pokoju ? Wspaniale !!!

Jazda na rowerze zawładnęła Polskimi siłowniami już dawno i trend ten utrzymuje się nadal, sale może nie są wypełnione po brzegi, ale zawsze znajdzie się grupka chętnych do wylania wiadra potu na stacjonarnym rowerku. Chciałem w poście zwrócić uwagę na różnicę pomiędzy zajęciami spinning – różne rodzaje treningu – różne oczekiwania – różny poziom zaawansowania.

Rowerki to jedne z moich ulubionych zajęć, jednak jeżeli są słabo poprowadzone potrafię zniknąć z sali spinningowej na długie tygodnie. Tym razem po rowerkowej przerwie (jednak nie przerwie od siłowni – oj nieeeee ! ) postanowiłem udać się do Platinium w Solvayu. Zdecydowałem się na dwie godziny zegarowe jedna po drugiej – pierwsze zajęcia pod robiącą wrażenie nazwą „siła”, drugie bliżej mi znane „interwały tlenowe” .

Pomimo, że rowerki nie są dla mnie nowością, chciałem na tą sprawę spojrzeć okiem osoby, która nie ma o tym pojęcia i wygooglowałem sobie siłownie do której planowałem pójść, następnie kliknąłem w Spinning i oddałem się lekturze. Wszystko opisane oczywiście profesjonalnie i bardzo ładnym językiem – wytłumaczone różnice w intensywności poszczególnych klas oraz sprecyzowane (co najważniejsze) od czego powinien zacząć początkujący – ja do nich nie należę więc wybrałem jak wyżej wspomniałem, zajęcia dla bardziej zaawansowanych.  Wpadła mi również wzmianka, która została zamieszczona na stronie odnoście dostępnych pulsometrów na siłowni… powinien być dopisek „kto pierwszy ten lepszy” – niestety raz już starałem się wypożyczyć pulsometr, ale zabrakło, z tego co wnioskuje po kilku wizytach jest ich max 5 (ehhh…)

Do sedna …

Siłownia w Solvayu jest bardzo mała i ciasna – ale nie przyszedłem tam ćwiczyć na maszynach dlatego kwestię tą pozostawiam na razie bez jakichkolwiek komentarzy. Moim celem była mała sala z napisem „SPINNING” gdzie planowałem spędzić dwie godziny. Pojawiłem się trochę wcześniej i udało mi się wypożyczyć pulsometr ( MEGA RADOŚĆ J ) – teraz trening dla mnie jest kompletny.

Rozpoczynają się pierwsze zajęcia, które prowadzi jeden z moich ulubionych Krakowskich trenerów (w sumie to jego osoba sprawiła, że akurat na rowerki chodzę właśnie w to miejsce). Szybko przekonałem się, że trening  zdecydowanie nie jest dla laika, który chce pojeździć i pooglądać widoczki wyświetlane na ścianie prosto z rzutnika. Widząc swój puls, który utrzymywał się idealnie z zadaniami trenera czułem motywacje, dumę i chęć pokazania wszystkim, że jest SIŁA ! Ku mojemu zdziwieniu, ale odebrałem to bardzo pozytywnie, 4 osoby które jechały też z pulsometrem dawały sobie tak samo znakomicie radę ! Zajęcia poprowadzone były fenomenalnie! Prowadzący jedzie razem z grupą, motywuje, krzyczy, wydaje polecenia. Tego mi było potrzeba – mega się zmęczyć. Na monitorze przy moim loginie i moim pulsie pojawia się czerwony kolor i ponad 90% maksymalnego tętna – to oznacz prawdziwy wysiłek ! Grupa, która jedzie razem w sali motywuje mnie zawsze, nigdy bym sam siebie nie zmusił do takiego wysiłku jak podczas prowadzonych zajęć, tutaj nie ma wymówek – trener krzyczy „wchodzimy na 92%”, a Ty to realizujesz ! Trening trwa około 50 minut po czym rozpoczyna się rozciąganie – ja pozostaje na rowerze z kilkoma osobami, które najwidoczniej też zaplanowały sobie więcej niż tylko godzinną jazdę.

Bardzo zadowolony z siebie, nie mogłem doczekać się drugiej godziny, jednak pojawiła się mała panikę czy dam radę. Kondycyjnie jestem przygotowany na dłuższy wysiłek, jednak mięśnie nóg powoli dawały się we znaki. Zdecydowałem, że zostaje !!

„Interwały tlenowe” – wiedziałem, że będzie „zabawa” z pulsem i odcinkami czasu – nie pomyliłem się. Zajęcia rozpoczęły się z około 15 minutowym opóźnieniem czego nie znoszę… Na dodatek zaczęła działać bardzo mocno klimatyzacja i byłem zmuszony założyć na siebie ręcznik żeby mnie nie zawiało. Wiadomo morka koszulka + zimny wiatr = gwarantowane przeziębienie.

Zajęcia prowadziła inna instruktorka, która temperamentem była totalnym przeciwieństwem wcześniejszego trenera. Hmmm… wszystko to sprawiło, że mi się ode chciało. Zacząłem myśleć o innych rzeczach i nie miałem ochoty za bardzo się już męczyć – co zjem na kolacje, co jutro będę robił i gdzie pójdę następnym razem na siłownie. Zniknęła we mnie walka i chęć prawdziwego treningu jaką miałem na zajęciach „siła”.

Po bardzooooo długim oczekiwaniu na rozpoczęcie wreszcie poszło… jedziemy… trenerka podaje bardzo chłodnym i bez emocji głosem co będziemy robić, jakie są plany na nadchodzącą godzinę zajęć.

Hmmm pierwsze 10-15 minut zajęć przeleciało mi z pytaniem „ czy ja się tutaj w ogolę zmęczę?”, jednak nie raz nie dwa już się bardzo przejechałem lekceważąc początek zajęć. Zaczęły się trudniejsze zadania i większy wysiłek. Pomimo, że tętno nie wskakiwało nigdy ponad 85% to wytrzymać trzeba było naprawdę ciężką pracę w kilku minutach gdzie każde 15 sekund dla mnie to jak 15 minut. Od razu respekt to interwałów tlenowych mi urósł – są to zajęcia, które również odradzam początkującym. Długi 7-8 minutowy wysiłek przeplatany jest z podobnie trwającym odpoczynkiem i tak w kółko – mniej porywająco, ale na wytrzymałość idealne zajęcia.
Chodząc na zajęcia wytrzymałościowe, wysiłkowe i ogólnie poprawiające kondycję, dla mnie ważne jest kilka czynników : wartość merytoryczna zajęć, zaangażowanie i charyzma trenera, wysiłek jakiego ode mnie wymaga i co najważniejsze klimat zajęć.

Porównując ? Mój ulubiony spinningowy trener chyba na razie nie ma konkurencji J Na obu zajęciach trenerzy przedstawiali jasno oczekiwania i prowadzili profesjonalnie zajęcia, zaangażowanie, charyzma ? tego troszkę a możne na nawet „bardzo troszkę” mi zabrakło na drugich zajęciach.

W przyszłym tygodniu jak tylko będę miał czas na pewno lecę na spinning „siła”, myślę, że interwał zrobię sobie na bieżni – ale nie wykluczone, że nie wrócę tam dać prowadzącej kolejną szansę na zachęcenie mnie do swojej osoby i zajęć – w końcu każdy może mieć gorszy dzień J

Pozdrawiam Was !



Jeżeli macie jakieś pytanie dotyczące gdzie co i jak pytajcie J chodzę na dużo zajęć, na różne siłownie więc chętnie odpowiem ! Wszystko z mojego subiektywnego punktu widzenia, jako uczestnika.  

niedziela, 30 listopada 2014

Przygotowanie do startu !


Witam !

Blog, który będzie tutaj powstawał poświęcony będzie głównie aktywnemu trybowi życia. Będę podpowiadał Wam jakie zajęcia, siłownie i trenerów wybierać - gdzie warto zapłacić za karnet i na które zajęcia warto iść. Wszystko oczywiście będzie moją subiektywną oceną.

Zaczynam od Krakowa - od miasta, w którym mieszkam jednak karta multisport i częste podróże po Polsce ułatwią mi przegląd siłowni w całym kraju !

Zanim blog ruszy pełna parą muszę nauczyć się jego obsługi - nigdy nie miałem bloga tak więc pewnie chwilkę to zajmie zanim będzie on wyglądał tak jak chce :)

Spodziewajcie się dużo motywacji z mojej strony !

Powodzenia i do następnego postu :)