Wings for life to bieg charytatywny, w którym 100% wpisowego za start przeznaczane jest na badania nad przerwanym rdzeniem kręgowym. Wyjątkowość tego biegu tkwi w formie w jaki sposób biegacze kończą bieg. Klasycznie stając na linii startu wiemy ile km mamy do przebiegnięcia, tutaj wszystko jest niewiadome. 30 minut po starcie na trasę ruszają dwa auta, które przez pierwsze pół godziny jadą 15km/h, po tym czasie regularnie co pół godziny przyspiesza by wyprzedzać wolniej biegnących biegaczy. Wspaniałe jest to, że bieg rozgrywa się w 35 miejscach na świecie jednocześnie w tym samym czasie. Tak więc w USA była 4 rano kiedy biegacze wybiegli na trasę, natomiast w Japonii 22 a samochody przyspieszają w tym samym czasie na każdej z 35 tras.
Fantastyczny pomysł !!
Przechodząc do spraw organizacyjnych, był to jeden z najlepiej zorganizowanych biegów w jakich brałem udział. Biuro zawodów, start, szatnie, trybuny znajdowały się na tak zwanej Poznańskiej Malcie. Na co dzień jest to miejsce gdzie rywalizują wioślarze. Duży kompleks sprawdził się idealnie. Pakiet startowy zawierał koszulkę, mały ręcznik biegacza, jakąś opaskę Pumpy do obcierania potu i napoje. Depozyt też sprawnie obsługiwany.
Oczywiście organizacyjnie powinno i było wszystko bardzo dobrze, ponieważ był to bieg transmitowany na żywo w telewizji, tak więc wpadki były bardzo niewskazane.
Biegacze byli podzieleni na strefy biegowe, tak, że Ci, którzy walczyli o dłuższy dystans stali bliżej startu, a Ci, dla których walka teoretycznie miała się skończyć wcześniej stali dalej aby nie przeszkadzać tym szybszym. Atmosferę rozgrzewało dwóch konferansjerów i robili to wzorowo !
Bieg wystartował i zaczęła się walka "byle uciec jak najdalej". Na trasie każdy kilometr oznakowany, co 5 km punkt odżywczy, karetki i toitoie czyli wszystko tak jak powinno wyglądać na każdym biegu. Na poboczach bardzo dużo kibiców, którzy idealnie zagrzewali do walki.
Odnośnie mojej formy to nie nastawiałem się na żaden rezultat. Zacząłem bardzo szybko - za szybko - ponieważ tempo 4:10 - 4:25 przez pierwsze 12 km było dla mnie troszkę wariacją :) Czułem duży power jednak z każdym kilometrem energii zostawało coraz mniej.
Zostałem dogoniony na 28,7 km i na tym skończył się mój udział w biegu. Aby dostać się na linię startu trzeba było dojść do najbliższego punktu odżywczego (w tym wypadku 30km) i wsiąść w autobus, który przewoził biegaczy złapanych przez auto do kompleksu sportowego.
Tutaj pojawia się jedyny jednak największy minus. 30 kilometrów do przejechania w naładowanym biegaczami autobusie nie było dla mnie przeszkodą jednak brak wody w autobusie czymś co prawie spowodowało, że zemdlałem w środku. Pragnienie po długim bieganiu w słoneczny dzień jest ogromne ! Wszyscy zaczęli bardzo narzekać i zmusili kierowcę do zatrzymania się na 25 kilometrze przy punkcie odżywczym, gdzie wolontariusze mieli już tylko 2 baniaki 5 litrowej wody,
To niedopatrzenie rzutuje w mojej opinii bardzo negatywnie na całość biegu, ponieważ droga autobusem była dla mnie czymś okropnym i wycieńczającym.
Z ciekawostek, najlepszy Polak przebiegł 73 km - najlepszy na świecie biegacz został dogoniony dopiero po przebiegnięciu 79,9 km ! Fantastyczne wyniki !
Coraz więcej biegaczy zbierało się w rejonie startu
strefy czasowe jeszcze pusty - widoczna grupa biegaczy :)
sprawnie działający depozyt
TVN meteo zapewniało wodę przed biegiem
moja strefa czasowe
samochód "meta"
biegacze w ogonie na linii startu
koncert Moniki Kuszyńskiej - naszej reprezentantki na Eurowizję '15
posiłek po biegu - bardzo smacznie
wszyscy śledzili poczynania biegaczy na całym świecie z trybun i mocno kibicowali
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz